Jestem w 22 tygodniu ciąży. I jak zwykle - jestem w szoku, że to tak szybko zleciało! Kiedy, ja się pytam? Dopiero co dowiedziałam się, dopiero co przeżyłam szok, a tu już wielki brzuszek.
Ciągle nie mogę do końca uwierzyć, że niedługo znowu zostanę mamą, a już całkiem nie mogę sobie wyobrazić, że tym razem po raz czwarty i.. piąty! Jednocześnie! Czy to się w ogóle DA? :D
Z tym etapem ciąży wiąże się wiele rzeczy… coraz bardziej konkretne zakupy, decyzje, jaki wózek, a przede wszystkim, gdzie chcemy mieszkać. I najważniejsze - IMIONA! Kto zacz siedzi w tym moim coraz bardziej pokaźnym brzuszku?
(fot. bejsment.com)
Jak chyba każdy, mam wbudowany system unikania problemu, aż nie będę gotowa, by się z nim zmierzyć. Proces oswajania się bywa długotrwały, co teoretycznie stoi w sprzeczności z moim wybuchowym i energicznym charakterem. Chociaż podejmuję codziennie spontaniczne decyzje - i uważam, że one właśnie bywają najlepsze - to jednak w przypadku spraw WIELKICH baaaaaardzo długo oglądam je z każdej strony. To nie wahanie, to obserwacja. I wyciąganie wniosków. Zamykam się sam na sam z problemem, i chociaż wysłuchuję opinii innych, to tak naprawdę wsłuchuję się w swoje reakcje - na to co mówią, jak mówią. Roztrząsam je i weryfikuję, odrzucam, częściowo akceptuję, potem przerabiam na własne potrzeby. Nie muszę Wam tego tłumaczyć, pewnie też tak macie. W tej lidze "SPRAW WIELKICH" może być zarówno wyjście za mąż i decyzja o dziecku, jak założenie własnej działalności, kupno nowego mieszkania / domu.
Aktualnie sama w sobie buduję w sobie gotowość do spotkania z moimi mleńkimi dziećmi. RAZY DWA. Nigdy dotąd macierzyństwo nie przerażało mnie tak, jak teraz, i dlatego nadal unikam rozmyślania o tym, co to będzie. Przyjmuję, że nie będzie lekko, ale nie chcę sobie robić wielkich planów - co jak co, ale rzeczywistość na pewno tym razem mocno mnie zaskoczy, jakkolwiek dobrze bym nie była przygotowana. Chcę więc zachować możliwie spokojne nastawienie i jasny umysł. Wyobraźcie sobie wyjście z domu ZIMĄ z dwoma mikruskami - w wersji mini, 50cm - wrzeszczących przy ubieraniu kolejnych warstw kombinezonów, czapek, upinania w foteliki, ubieranie się w locie, schodzenie z dwójką naraz po schodach. Z tobołem pieluch, ubranek na zmianę, butelek i innych akcesoriów, od których pęka głowa - i kręgosłup :P No nie do wyobrażenia. Chyba zacznę ćwiczyć zen…
Ale jedną z takich wielkich spraw jest też nadanie imion. Ostatnio podzieliłam się z Wami wątpliwościami, czy to na pewno dwaj chłopcy. To chyba był taki etap, forma pożegnania się z marzeniem o dziewczynce w domu. Ten etap już minął, może nie ostatecznie, ale na pewno bez wielkich dramatycznych zwrotów akcji. Mimo tego, że lekarze na dwóch ostatnich wizytach nie byli już tak pewni, czy drugi dzidziuś na pewno jest chłopcem (ułożenie utrudniało postawienie diagnozy, nawet wydawało się im, że to dziewczynka jednak), to jakoś nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia, nie przyjęłam tego jako "dobrą monetę". Nawet mnie to zdenerwowało, bo chciałabym już wiedzieć coś na 100%. Zdecydowanie szykuję się na dwóch chłopców i cieszę się niemożliwie, wybierając (ach, te wyprzedaże..!) kolejne błękitne, białe, granatowe i szare ubranka ;) Nawet - o dziwo - nie odczuwam ukłucia żalu na widok pudrowego różu na wieszakach, mam wrażenie, że w tym roku projektanci postawili na chłopców ;) Wreszcie! Kolekcja Kappahl Newbie… mmmm… prawda? :D
Jednak z faktem dwóch maleńkich synków wiąże się jeden niemały problem - te imiona… nie mam pomysłu. Gustaw i Sara byli genialni razem, tę wizję miałam odkąd dowiedziałam się, że to bliźnięta. A teraz - Gustaw i…? A może nie Gustaw? Nie czuję tego "czegoś", żadne imię nie pasuje mi do tego podwójnego zestawu… Gutek i Leoś? Leoś strasznie mi się podoba, niby do Gutka pasuje.. a jak jednak nie dam Gutka, bo mąż coś strasznie kręci nosem? To Leoś i kto? Teoś? Teofil? Jakoś nie bardzo…
Pamiętam walkę, jaka stoczyła się - zupełnie dla mnie niespodziewanie - w domu, gdy zdecydowaliśmy się nazwać trzeciego synka Felkiem. Feliks - dla mnie jedno z najlepszych imion, bo oznacza po prostu "szczęśliwy". Gdyby nawet nie wierzyć w znaczenie imion, to czy można sobie wyobrazić lepszą wróżbę dla dziecka? Poza tym międzynarodowe, nikt się nigdzie nie zdziwi ani nie zastanowi, jak to napisać, pięknie się zdrabnia i dumnie brzmi w pełnej formie. A w rodzinie,dotychczas nigdy nie ingerującej w nasze postanowienia w żadnej kwestii - armageddon! Że dajemy imię na cześć jednego z największych zbrodniarzy w historii, że będą wołali "Felek bez szelek, tysiące butelek w kieszeni miał.." (nie będę cytować dalej, bo aż mnie trzęsie). Że w klasie go będą palcami wytykać i śmiać się z niego, bo ma takie dziwne imię.
SZOK.
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by jakiejkolwiek mamie coś takiego powiedzieć. Ani dalszej, ani tym bardziej bliskiej mi mamie, która przecież imię wybiera z miłością i powierza wszystkie swoje najlepsze myśli, nadzieje w tym imieniu. By zakląć dobre życie dla swojego dzieciątka. A dziś ciągle słyszę: "miałam takiego kolegę w klasie, on nie mył zębów". Albo "o, to jak ten piosenkarz, co się zapił na śmierć". Albo jeszcze lepiej "nie daj mu tak na imię, bo mojego sąsiada pies się tak wabi, a on chodzi po osiedlu i próbuje zapłodnić wszystko, co się rusza".
GRRRRRRRRRRRRR!!!!! Ale mnie krew zalewa! Oczywiście, wszystkiego słucham, czasem poirytowana, czasem mnie to po prostu śmieszy. Ale do jasnej cholery - to jest MOJA decyzja. Męża ewentualnie ;) i moich dzieci. A nie sąsiadki / koleżanki / przypadkowo poznanej osoby / a nawet, rzecz jasna, mojej mamy czy teścia. Przyjmuję i szanuję różne opinie - byle nie wchodziły z butami zbytnio w moje poletko. Także, czy będzie Gutek, czy może Myszon, nikomu nic do tego.
Dzisiaj wszyscy w rodzinie uwielbiają Felka, jego się nie da nie uwielbiać - jest totalnie rozbrajający. Jak Dennis Rozrabiaka, awanturnik, krzykacz o najsłodszej, najbardziej niewinnej buźce ;) Do zjedzenia. I taki radosny jest… taki szczęśliwy z każdej najmniejszej rzeczy… wierzę, że to chociaż odrobinkę dzięki temu, że daliśmy mu najlepszą wróżbę na całe życie…!
Teraz się jeszcze rozglądam i mam nadzieję, że mnie tak natchnie, jak każdorazowo w przypadku Filipka, Maksia i Felka… Dlatego mam prośbę: podrzucajcie swoje typy. Może imiona Waszych dzieciaczków przypadną mi do gustu? Albo znacie jakieś piękne, które pasowałyby do naszej pokaźnej kolekcji domowej? ;) Patrycja, Dawid, Filip, Maksymilian, Feliks… które do boskiego kompletu najbardziej pasuje? Leonard czy Leon? Teodor? Albo Noel i Leon? ;) Albo zupełnie, zupełnie inny trop - Aleksander? ;)
Muszą pasować do naszych imion, a przy tym do siebie nawzajem. Pięknie brzmieć razem i osobno, a żeby jeszcze oznaczały coś dobrego, pięknego, mocnego i szczęśliwego… Ech… Trudny wybór ;)
Muszą pasować do naszych imion, a przy tym do siebie nawzajem. Pięknie brzmieć razem i osobno, a żeby jeszcze oznaczały coś dobrego, pięknego, mocnego i szczęśliwego… Ech… Trudny wybór ;)
Kwestia robi się coraz bardziej paląca, bo co rusz ktoś mnie pyta - wybraliście imiona? I zdziwiony jest, gdy mówimy - nie… może nie chcemy prowokować zbędnych dyskusji. Ale fakt faktem, chciałabym już mówić po imieniu do tego mojego brzuszka… tfu… po imionach ;) Coś ciągle się nie mogę przyzwyczaić :D
(fot. Anne Geddes)
~ P.